„Chyba jestem nieśmiały” + recenzja


Ze śmiałością na bakier recenzja książki „Chyba jestem nieśmiały”

Któż nie jest przekonany,  że cechy charakteru, emocje i zachowania mieszczące się w potocznie nawet rozumianym pojęciu nieśmiałości utrudniają życie… A te z drugiego bieguna (chodzi oczywiście o pożądaną śmiałość) – wręcz warunkują sukces i powodzenie w życiu. Który rodzic nie chciałby usłyszeć o swojej latorośli: „co za sympatyczna, śmiała dziewczynka” lub „jakże rezolutny, odważny chłopiec”. W uszach rodziców „nieśmiałość” brzmi trochę tak, jakby dziecko było skazane na trudniejszą drogę życiową. Albo jak gdyby oni sami byli temu winni. Czy tak w rzeczywistości jest? Czy nieśmiałe dziecko będzie w przyszłości wycofanym dorosłym? Co właściwie oznacza słowo: nieśmiałość? Czy to jedno uczucie, czy wiele, czy to rodzaj zachowania wyuczonego, czy też genetycznej „skazy”? Czy dziecko jest nieśmiałe, czy może niewystarczająco dobrze wychowane?

Na wiele takich lub podobnych pytań, które mogą trapić rodziców, odpowiada autorka książki „Chyba jestem nieśmiały”, zwłaszcza w jej części końcowej, skierowanej do dorosłych. Nie mówi co prawda wprost o przyczynach nieśmiałości, ale podaje bogaty materiał, mogący służyć do udzielenia sobie odpowiedzi. Dzieciom natomiast przekazuje  prostą i zrozumiałą opowieść o chłopcu, który mówił o sobie „jestem nieśmiały”. I, co najważniejsze, podpowiada, jak ową nieśmiałość przezwyciężyć. Zacznijmy zatem od części dziecięcej…

Staś, jak każde dziecko, miał swoje zainteresowania, ulubione zajęcia. I ukochanego psa, Wigorka. Właściwie wcale nie różnił się od swoich rówieśników, poza tym, że z niezrozumiałych dla niego samego (i mamy) względów nie potrafił odnaleźć się w pozornie prostych sytuacjach. Na przykład nie umiał odpowiedzieć na miłe „dzień dobry” sąsiadki, pani Sadowskiej czy na pytanie „ile masz lat”, będące wyrazem sympatycznego zainteresowania ze strony pana Górskiego. Nie mówiąc już o niemożności podania, wielokrotnie przecież powtarzanego, imienia ukochanego psa – na prośbę pani Polar. Nie potrafił też dać jasnej odpowiedzi na pytanie mamy, której trudno było zrozumieć zachowanie syna – przecież sąsiadów znał, byli mu życzliwi, odpowiedzi wydawały się oczywiste i bajecznie proste. Właściwie nawet odpowiadał, ale to nie przyczyniło się do zrozumienia problemu: „chyba jestem nieśmiały…” – powtarzał za każdym razem. W rozmowie z mamą, która próbowała nie tylko tłumaczyć syna przed sąsiadami (na przykład, że Staś ma nowe buty sportowe i chyba nieustannie o nich myśli, zamiast koncentrować się na rozmowie i odpowiedzi), ale też dociec przyczyny trudności – Staś kolejno odsłaniał tajniki swoich przeżyć. Okazało się, że kiedy tylko próbuje coś powiedzieć „słowa więzną mu w gardle”, boi się, że „wyjdzie na zupełnego głuptasa”, myśli, że ktoś może być na niego zły. Chłopiec zaczął podejmować próby „uwolnienia słów”, radośnie zareagował na niespodziewaną pochwałę, która podziałała jak magiczne wzmocnienie. Przełomowym momentem okazało się natomiast… zniknięcie Wigorka. Wiedziony strachem, troską o ukochanego psa – ruszył, bez zastanawiania się na poszukiwania – musiał zapytać po drodze wszystkich sąsiadów o to, czy nie widzieli jego czworonożnego przyjaciela. Wiedział, że musi pytać ludzi, jeśli chce odzyskać swego psa. Ten cel  okazał się silniejszy niż obawy. Po nitce do kłębka, czyli kierując się wskazówkami życzliwych mu ludzi, odnalazł Wigorka. Odnalazł też w sobie siłę i refleksję, że może zbytnio martwi się, że będzie miał kłopoty… Staś zrozumiał, że może się zmienić i że świat dokoła jest przyjazny.

A jak pomóc innym dzieciom? O tym pisze autorka w części adresowanej do rodziców.
Według niej nieśmiałość to mieszanka różnych emocji, nie ma dziecka, które by nie doświadczyło ich w swoim życiu. To nie znaczy, że nieśmiałe dzieci nie posiadają umiejętności społecznych, one tylko nie potrafią ich praktycznie wykorzystać. Na szczęście można im w tym pomóc – może nie tyle „wyleczyć” z ostrożności, ile złagodzić obawy przed porażką, krytyką, ośmieszeniem, odrzuceniem, złością innych, zmienić wyobrażenia. Tak jak Staś mogą odkryć, że ich wyobrażenia nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Autorka wyjaśnia też, dlaczego opisywana historia pokazuje nieśmiałość w kontaktach z dorosłymi, a nie na przykład z  rówieśnikami. Bo o tej na linii dziecko – dorosły łatwiej jest mówić i jawnie przyznać się do niej.

I na koniec wskazówki, na które zawsze rodzice z niecierpliwością czekają. Jak pomóc? Jednym z licznych pomysłów jest ten, że trzeba dziecku od najwcześniejszych lat zapewniać różnorodne kontakty społeczne, zajęcia grupowe, oswajać najpierw w sytuacjach znanych (np. organizując w domu przyjęcie dla rówieśników), następnie w nowych miejscach. Pomocą w nawiązywaniu kontaktów może okazać się, podobnie jak w książce, jakieś ulubione zwierzątko, które przecież trzeba wyprowadzić, o którym można porozmawiać z obcymi na spacerze. Ważne jest, by głośno doceniać sukcesy „wychodzącego z nieśmiałości”, wspierać przy przechodzeniu przez kolejne bariery. Dużo rozmawiać (ale nie wielokrotnie i natarczywie dopytywać się: dlaczego?), nie zmuszać, próbować pomagać w opisywaniu przeżyć i myśli. W razie nasilonych trudności oczywiście należy poszukać właściwego specjalisty.

Bardzo wartościowa pozycja, po którą trzeba sięgnąć, gdy pojawia się przypuszczenie: „chyba moje dziecko jest nieśmiałe”. Można też wykorzystać ją w rozmowach z dziećmi śmiałymi, by uczyły się rozumieć rówieśników.  W końcu przecież każdemu z nas zdarzają się sytuacje, w których czujemy się przez jakieś wewnętrzne bariery ograniczeni…

Anna Kossowska-Lubowicka – specjalista psychologii klinicznej

Chyba jestem nieśmiały
Barbara Cain
il. Monika Pollak
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne dla dzieci, Gdańsk  2007